Rychlebskie Ścieżki i jeździec na rowerze

Historia inna niż wszystkie.

Marcin jest „od zawsze” związany z jeździectwem, konkretniej z dyscypliną skoków przez przeszkody. Członek Kadry Narodowej, zwycięzca Czempionatu Koni Trakeńskich, obecnie trener. Marcin jest związany z jeździectwem odkąd skończył 14 lat. Czyli od około 20 lat. Ostatni raz na rowerze jeździł również wtedy :) .

Joaśka, o czym nie wiecie, przez wiele lat była również związana z jeździectwem, również zawodniczo. Marcin był przez pewien czas jej trenerem. Ponieważ jednak Joaśka nie przejawiała żadnych zdolności, ani jeździeckich, ani też kolarskich, wybrała w końcu kolarstwo, do którego wydawało się że ma jednak nieco więcej talentu, czyli wybrała po prostu mniejsze zło :) . Całe szczęście dla koni :) .

Cztery miesiące temu Marcin zadzwonił do Joaśki mówiąc, że postanowił jeździć rowerem. Ale tylko w dół. :)

Oczywiście nie zadzwonił bezinteresownie, ani też dlatego, żeby się pochwalić, ale żeby ją namówić do pomocy przy wyborze roweru. W końcu, po trzech miesiącach, do Marcina trafił KTM Lycan (160 mm, 27,5″: w tym miejscu za pomoc dziękujemy http://www.car-bike.pl, która wyposażyła zarówno Marcina w Lycana, ale także nas w szosowe Intenso), a Marcin z nami na Rychlebskie Ścieżki.

Przed swoim wypadem na Rychlebskie Ścieżki Marcin zapoznał się ze swoim Lycanem podczas czterdziestominutowej „wyrypy” wokół … straszyńskiego jeziora :) .

My z kolei, podmęczeni sezonem i milionem minionych wypadów, chcieliśmy poujeżdżać Rychlebskie Ścieżki na dużym luzie, testując przy okazji ochraniacze zapomnianej już nieco firmy TSG, które zakupiliśmy ze względu na to, że wydawały się optymalną konstrukcją do „naszego jeżdżenia”, czyli trudnych technicznie podjazdów (podczas których dotychczasowe ochraniacze zawsze przeszkadzały – zsunięte także) i niełatwych zjazdów (przy okazji: ochraniacze się sprawdziły).

Należy dodać, że Marcin, oprócz tego, że uprawia jeździectwo na najwyższym poziomie, amatorsko także biega, pływa na desce i trenuje boks: jest wszechstronny. Oprócz tego – co jest nie tylko ważne, ale może nawet najważniejsze – był otwarty na każdą krytykę, słuchał uważnie wszystkich wskazówek i ani na moment nie pozjadał wszystkich rozumów :) . Ufał i słuchał (nawet Joaśki :) ).

Spędziliśmy na Ścieżkach 3 dni. W ciągu tego czasu Marcin pokonał wszystkie trasy, włącznie z trudniejszym Walesem, i wymagającym Tajemnym czy też Velrybą.

Z rowerem rozstał się jedynie dwa razy, kiedy to rower się rozbrykał i go zrzucił :) .

Z roweru zszedł dosłownie kilka razy, żeby pokonać jakiś odcinek „na nogach”: n.p. kluczowy zjazd z „dużego kamienia” na Walesie zaliczył na butach :) , na trudniejszych odcinkach podjazdu pod Wales’a poddał się po zaciętej walce (Marcin nie ma regulowanego skoku, wszystko podjeżdżał na 160 mm), kilkakrotnie pokonywały go też większe „agrafki” i ciasne zakręty na trudniejszych trasach.

Kondycyjnie nie miał żadnych problemów (kto z nami jeździł, ten wie, że to nie zawsze jest łatwe, ponieważ … nie lubimy się zatrzymywać :) ).

Ostatniego dnia skoczył wszystkie hopki na Sjezdach. W fatalnym stylu, ale jednak :) .

Przebrany za ridera Marcin i przebrana za Grubasa :) Joaśka (a może to nie przebranie? :) ):

tomporowski

Co z tego wynika?

  1. Wszechstronne przygotowanie fizyczne umożliwiło mu więcej, niż innym. Sprawny kondycyjnie i motorycznie, potrafił się dostosować niemalże natychmiast do innych cykli-wymagań ruchowych. Przygotowanie siłowe umożliwiło mu, w krytycznych momentach „przetrzymanie” kryzysu, w myśl zasady: prawdziwa siła techniki się nie boi :) .
  2. Pokora: Jak nam tłumaczy Wikipedia, pokora jest cnotą :) , która w ogólnym rozumieniu polega na uznaniu własnej ograniczoności. Marcin był cnotliwy :) . Słuchał, zapamiętywał, pytał, wykonywał nasze sugestie, wykorzystywał nasze podpowiedzi. Jadąc „za wskazówką” (czyli: jedzie rider prowadzący i mówi na bieżąco, jak się ma jadący za nim zachować w najbliższej bandzie, zjeździe, podjeździe, trudnej sekcji) pokonywał trasy, które jechał w większości pierwszy raz bez błędów. Ufał i słuchał.
  3. Jeżeli nie odwiesi Lycana na hak, wkrótce objedzie przynajmniej Joaśkę :) . Ale cóż, tak to już bywa, nie zawsze się wygrywa :) . No i objechać Joaśkę to żadna sztuka :) .
  4. Podkreślamy, że sukces Marcina nie miał nic wspólnego z wyjątkowym talentem i wrodzonym genem Athertonów, jedynie z dobrym przygotowaniem fizycznym, „dobrą głową” i odpowiednią porcją pokory.

Czego i Nam, i Wam życzymy :) .

skokiprzezprzeszkody

2 komentarze

  1. Teraz rozumiem co jest potrebne do objechania Joaśki, pokora, pokora i 20 lat na koniu :)
    „To śpiewałem Ja Jarząbek Wacław trener drugiej kategorii”

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz